Waldemar Okoń – poeta, historyk sztuki


 

Waldemar Okoń ‒ Antoni S., czyli Wieża Babel

 

Część trzecia

Scena I – Powrót

„Villa dci Misteri” z wypalonymi oknami, zdarta rynna, rozbite lustro. Po raz pierwszy w pokojach Villi nic się nie dzieje. Przed zniszczoną kamienicą siennik, kilka krzeseł, stół – wnętrze „Hotelu Centralnego” w Warszawie zaraz po zakończeniu wojny; zza sceny pijany głos:

Jestem kurwa majorem, gówniarzu, kurwa majorem, szanuj mnie, gówniarzu, majora nie szanujesz...

Słychać pojedyncze strzały karabinowe, wchodzi Antoni S., niesie walizkę, pled, nienaganne, angielskie ubranie. Nasz bohater przygląda się powszechnemu zniszczeniu, próbuje przejrzeć w lustrze, światło pada na jedno z krzeseł ukryte dotąd w ciemności. Siedzi tam Matka ubrana w balową, dziewiętnastowieczną suknię. Jej strój stanowi jawny dysonans wobec nędzy otoczenia.

MATKA

Pamiętam, jak wielki biały okręt płynął po rzece. Nic mogłam uwierzyć, że jest to możliwe, tuż za murem naszego domu. W ogrodzie sadziłam irysy, pachniała mięta, a pod drzewami, wśród kwiatów jabłoni, w niedzielnych ubraniach stali Ojciec i stryj Józef, i twój brat. Powietrze było takie lekkie, uśmiechałam się i było mi tak dobrze. Rok tysiąc dziewięćset dwunasty był rokiem pięknej koniczyny. (po chwili) Wiesz Toleczku, zapomniałam już ich twarze, a tak bardzo starałam się zapamiętać coś więcej niż biały okręt i mur, i kwiaty jabłoni.

ANTONI S.

Rok tysiąc dziewięćset dwunasty był rokiem pięknej koniczyny.

MATKA

Wróciłeś już, Toleczku? Pytam, czy wróciłeś już na dobre.

ANTONI S.

Na dobre i na złe.

MATKA

To dobrze, musisz mi pomóc, tracę pamięć i nie ma mi kto kupić hiacyntów na imieniny.

ANTONI S.

Tam nie rozumieli moich anegdot, nawet się nie starali. Bóg mi powierzył humor Polaków, a nie Anglików.

MATKA

Tak już jest, cieszę się, że mówisz o Bogu. To Bóg stworzył wszystko, a jeżeli Bóg stworzył wszystko, to On też tym wszystkim rządzi i kieruje, albowiem Ten, kto mocen był stworzyć, mocen jest i kierować. A jeżeli tak jest, to w wielkim zasięgu dzieł Jego nic nie może się zdarzyć bez Jego wiedzy i woli.

Matka powtarza tu raz jeszcze fragment z „Robinsona”, tym razem po polsku.

ANTONI S.

Byłem w Kazimierzu, Krzemieńcu, Zaleszczykach, Paryżu, w Fowey i Londynie. Dowiedziałem się tam, że „Times” czyta się odwrotnie „Semit” i nauczyłem się grać w brydża konwencją „Blackwood”, chociaż przy konieczności obliczania danych statystycznych optymalnego kontraktu i rozgrywki gubię się i nie wytrzymuję kondycyjnie. Pomyśl sama – licytując cztery bez atu, pytam partnera o liczbę asów. Odpowiada mi – pięć trefli, co znaczy: nie mam asa. Pięć kar oznacza jednego asa, pięć kier – dwa asy, pięć pik – trzy asy...

MATKA

(z wyraźnym zainteresowaniem) To nie lepiej zapytać wprost: kochaneczku, ile masz asów?

ANTONI S.

W konwencji „Blackwood” jest to absolutnie zabronione, zresztą w innych konwencjach też.

MATKA

Gdzie będziesz mieszkał? Nasz dom na Niecałej już nie istnieje.

ANTONI S.

Między ludźmi, Mamo, między ludźmi, na Krakowskim Przedmieściu, albo w Alei Róż, coś sobie znajdę między ruinami. A propos ruin, dostałem niedawno list, w którym ktoś napisał do mnie z Genewy, że „Genewa czarująca, niezmieniona, miła i śliczna, ale brak ruin wpływa deprymująco”. Wariacki kraj ta Polska, sami wariaci.

MATKA

Musisz się przyzwyczaić, teraz rządzą tu komuniści. Oni codziennie przystępują do komunii, żeby uzyskać rozgrzeszenie. Załóż sobie telefon – oni lubią dzwonić nad ranem i pytać o zdrowie.

ANTONI S.

W Londynie znalazłem się kiedyś na rogu Abbey Gardens, skręciłem na prawo, patrzę – Abbey Lane, znowu na prawo i widzę Abbey Road, idę dalej, a tu Abbey Street, chciałem już wracać i nagle jestem na rogu Abbey Gardens i tak bez końca, bez końca...

MATKA

To tak, jak z tym Żydem, co się nazywał Abel. W Ameryce mówili do niego Aebel, no to on zaczął się pisać Ebel, to znowu wymawiali Ibel, to on zmienił sobie na Aibel, a ci do niego: panie Ibel albo Eibel, w końcu powiedział, żeby wołali na niego Kain. W trakcie tej opowieści postać Matki pogrąża się w mroku.

Antoni rozkłada swoje rzeczy, na stoliku stoi biały telefon, dzwonek telefonu. Scenę tę można rozwiązać dwojako albo słyszymy głosy spoza sceny, albo też osoby rozmawiające z naszym bohaterem pojawiają się przed „Villą”, z tym że on, oczywiście, ich nie widzi. Głos przez telefon. Czy to Centrala Rybna?

ANTONI S.

Nie, omyłka. Po chwili znowu dzwonek.

GŁOS

To po co pan podchodzi do telefonu?

ANTONI S.

(wykręca numer) Tu Antoni S.

GŁOS

Kto mówi?

ANTONI S.

Antoni S.

GŁOS

Skąd dzwonicie?

ANTONI S.

Z domu.

GŁOS

Ale ja się pytam z jakiej instytucji?

ANTONI S.

Z żadnej, po prostu z domu.

GŁOS

No dobrze, ale gdzie pracujecie?

ANTONI S.

Pracuję na Pegazie.

GŁOS

Dlaczego od razu nie mówicie, że pracujecie w „Pagecie”, zaraz was łączę z dyrektorem. Znowu dzwonek telefonu.

GŁOS

Co robicie dzisiaj wieczorem?

ANTONI S.

Dziś wieczorem nawiązuję do tradycji narodowej, kontaktuję się z masami, przeciwstawiam imperialistom, walczę o jakość.

GŁOS

(zawiedziony) To brydża nie będzie? W trakcie tych rozmów na scenę wchodzi cały zespół, wnoszą stoliki, biurka, urządzają wszystko w duchu socjalistyczno-konstruktywistycznym. Pojawia się też Potakiewicz.

POTAKIEWICZ

W miarę rozwoju cywilizacji technicznej w krajach kapitalistycznych, walka klas musi stracić na ostrości, a w krajach komunistycznych musi przyjść do głosu humanizm zabezpieczający podsta-wowe prawa człowieka.

ANTONI S.

Z ust mi pan to po prostu wyjął.

POTAKIEWICZ

Jak ustnik?

ANTONI S.

A tak, jak ustnik, nie wiem, czy pan wie, że Państwowy Monopol Tytoniowy zwraca uwagę naszych uspołecznionych klientów, że odrzucają najlepszą część papierosa – tak zwany ustnik – chociaż badania wykazały, że czysty papier jest zdrowszy i przyjemniejszy w paleniu od słomy nabijanej do tutek. Szanujmy grosze, w oszczędności siła! Dalej z posad, bryło świata!

POTAKIEWICZ

(na baczność) Dalej z posad, bryło świata; a jeżeli chodzi o posady, to już było mniej dowcipne.

ANTONI S.

Dowcip jest bronią, ale nie należy karać za nielegalne posiadanie dowcipu. Psia krew, chłodny wieczór.

POTAKIEWICZ

A rzeczywiście, noc się robi i strasznie zimno. Przepraszam, pan na jakiej posadzie?

ANTONI S.

Pracuję w UNESCO. Właściwie nie jest zimno, tylko wiatr jest chłodny.

POTAKIEWICZ

Tak, wiem, to mały, ale bardzo dzielny naród. Wiatr jest chłodny, może jednak nad ranem się ociepli.

ANTONI S.

Jaki naród, co za naród, to jest międzynarodowa organizacja. Dzięki niej wszyscy na całym świecie dowiedzą się o Mickiewiczu. Ociepli się, albo nie ociepli, nigdy nic nie wiadomo.

POTAKIEWICZ

Pan wybaczy, ja dopiero od niedawna uczę się języków, w tym imperialistycznych. UNESCO – United Nations Eating, Sleeping, Chattering Organisation. Nigdy nic nie wiadomo. Żeby nie wiatr, byłoby zupełnie ciepło, ale ten wiatr...

Rozmowę przerywają głosy innych uczestników sceny. Poniższe dwie kwestie powinny być wypowiedziane w miarę anonimowo.

GŁOS I

Słyszałem, że umundurowanie armii jest zbyt poważną pozycją w budżecie. Dlatego rząd ma zamiar zmusić ludność cywilną, aby ubrała mundury. Dzięki temu wojsko będzie mogło chodzić po cywilnemu.

GŁOS II

To bardzo ciekawa propozycja. Podobno na wczorajszym posiedzeniu Rady Ministrów minister skarbu wniósł, aby kary więzienia powyżej pięciu lat zamienić na karę śmierci, a to ze względu na różnicę w kosztach tych dwóch środków karnych... Wszyscy milkną, jakby zostało powiedziane zbyt wiele, Głos I odzywa się nieśmiało. Jestem zwolennikiem śmierci w ogóle. (po chwili) A kary śmierci w szczególności.

Zaczynają śpiewać „naszą piosenkę”, by pokryć zmieszanie.

ANTONI S.

Dyktatura „poetariatu” łatwo zamienia się w dyktaturę proletariatu i odwrotnie. Hitler był kiepskim malarzem, Mussolini poetą, Stalin językoznawcą, tak to już jest z grafomanami. Głosy innych uczestników sceny: Antoni, Antoni, chodź do nas.

ANTONI S.

W UNESCO, w ramach sekcji literatury, postanowiliśmy przetłumaczyć jeden wiersz z polskiego na angielski, z angielskiego na japoński, z japońskiego na włoski, z włoskiego na węgierski, z węgierskiego na portugalski, z portugalskiego na ukraiński i z ukraińskiego na polski – niewiele z niego zostało.

GŁOSY

Z angielskiego na portugalski, z węgierskiego na esperanto, z chińskiego na ukraiński.

ANTONI S.

Przez sześć lat niczego nie napisałem.

GŁOSY

Antoni, do telefonu.

W tym momencie obok dzwonków telefonicznych daje się słyszeć miarowe łykanie zegara, które wzmaga się aż do końca sceny.

Trzeba jechać do Urugwaju na naradę postępowych pisarzy. Już przyjęliśmy ZSRR, ale niedopuszczenie Chin Ludowych jest niewybaczalnym błędem i zdradą wobec tamtejszych poetów i uczonych.

ANTONI S.

Przez sześć lat niczego nie napisałem. Przecież ja nie znoszę urzędników, jestem anarchosyndykalistą, jestem humanistą, jestem poetą. Czy któryś z obywateli dostał kiedyś sympatyczny list od Państwa? Czego Państwo chce od obywateli?

GŁOSY

Obywatel od „obywa się”, obywatel od „obywa się”.

POTAKIEWICZ

Gdyby nie ten wiatr...

ANTONI S.

Powinno powstać osobne państwo urzędnicze, gdzie każda kategoria będzie gnębiła niższą. Gdzie etatowy będzie kopał kontraktowego, a ostatni urzędnik, który przejdzie przez segregator, sam się zabije szykanami i umrze bez aktu zejścia.

GŁOSY

Antoni, Antoni, dokąd idziesz, chodź do nas, damy ci mundur i szarżę, chodź do nas.

ANTONI S.

Rano przychodzą do mnie urzędnicy. Badają mnie, czy mam prawo wstać, czy mam prawo korzystać z łazienki i wydają mi powrotną przepustkę do ustępu. Wieczorem przyfruwają wszyscy w czarnych pelerynach. Liczą mi włosy, wszystkie kółka w moim zegarku stemplują pieczęciami. Śledzą mnie, nawet na Alei Róż mnie śledzą, a świat przepływa obok; oni nie wiedzą, że rok tysiąc dziewięćset dwunasty był rokiem pięknej koniczyny. Widzicie, już tu są, otoczyli mnie.

POTAKIEWICZ

Gdyby nie ten wiatr, ten wiatr... Wszyscy obecni na scenie, poza Antonim, ubierają czarne peleryny, zbliżają się do Antoniego, otaczają go, Bracia Polatkiewicze biorą go charakterystycznym gestem pod pachy i delikatnie wyprowadzają za kulisy. Urzędnicy w czarnych pelerynach zawieszają się na drążkach lub wahadłach olbrzymich zegarów, opuszczających się z urzędniczego nieba, i kołysząc się na nich powtarzają: tik, tak, tik, tak, lik, tak...

 

Scena II – Akademia

„Villa dei Misteri” odbudowana. We wszystkich jej oknach pojawiają się postaci odświętnie i „pierwszomajowo” ubrane, które współuczestniczą w scenie. Mogą się one włączać do deklamacji, mogą być zaproszonymi przodownikami pracy i przedstawicielami bratnich narodów, bijącymi brawo i wznoszącymi odpowiednie okrzyki. Przed „Villą” stół prezydialny, ale bez mównicy. Paprotki, czerwone obicia, plansze i transparenty. Antoni S. siedzi za stołem prezydialnym, jest milczącym świadkiem całej sceny, odpowiednia muzyka z epoki – pieśni zagrzewające do czynu, w tym „nasza piosenka” przerobiona w stylu „soc”. Obok Antoniego, za stołem, ktoś ucharakteryzowany na Bieruta, Potakiewicz i jeden z Poetów. Przy projektowaniu scenografii można wykorzystać straszny sen Antoniego, któremu przyśnił się obraz olejny o tematyce produkcyjnej – na podium koloru brukwi stał robotnik w bluzie koloru brukwi i w ręku trzymał papier tego samego koloru, co podium. Obok niego stało kilku przedstawicieli młodzieży w kolorze brukwi i paru właścicieli twarzy koloru marengo w czerwony rzucik. Fragmenty poezji Antoniego powinny być wygłaszane uroczyście i bez jakiejkolwiek ironii czy parodii. Scena absolutnie serio, tak, jak serio były te czasy.

GŁOS I

Śmiechu są warte wojny,
Zabójcą bywa każdy,
Który jest zbrojny.
Sercem człowieczym
Sprawuję wartę;
Nie broni się prawdy
Mieczem.

Czemu nie pójdziesz do Chin,
Do Industanu,
Gdzie setki milionów
Jęczy w kajdanach?
Czemu nie spłynie
Twa krew w Arabii,
Czemu nie krwawi
W Dublinie?

Cała ziemia to żerowisko,
Gdzie mocny słabego uciska.
Zabicie człowieka to mord;
Zabicie miliona
To jest czyn święty.

GŁOS II

Dosyć rozmów i gniewu,
Piersi przygotuj do śpiewu
I podaj mi dłoń

(podaje komuś dłoń)

Czego pożądasz?
Czego ci trzeba?...
Patrzaj, już dnieje
We krwi oparach

Już widać ląd
Najwyższy czas!
Alarm!

Rozlegają się syreny alarmowe, idzie nowe.

GŁOS III

Był głód i nędza
I człowiek żywot swój spędzał
Niepewny godziny i dnia.
Dziś siłę śpiącą w ukryciu
Przywołał z niebios ogromu,
Obudził do życia
Energię rozkładu atomów
...Nie będzie już chłodu i nędzy,
Nie będzie już więcej
Głodu...

Wszechświata drogi odkryte
Do słońca już coraz bliżej,
Oderwane od ziemi
Serce upite
Błękitem
Niech płynie wciąż wyżej, wyżej, wyżej!...

Tutaj ewentualnie można dodać, jeżeli czas będzie na to pozwalał, inne fragmenty „Wieży Babel”, np. „Głos z Francji”, „Głos z Niemiec”, „Głos Inwalidów”. Wszyscy razem:

Łopocą na wietrze sztandary
Uwite ze krwi i z szaleństwa.
Minęła godzina ofiary!
Nadchodzi godzina zwycięstwa!
Z bezładu plączących się godzin,
Z gorączki goniących się słów
Przychodzi godzina narodzin
W połysku miedzianych luf.

GŁOS I

Panowie szlachta, bije grom!

GŁOS II

Niebo się wali, płonie dom.

GŁOS III

Chamy się rządzą, chłopy, łyki.
Słyszycie wkoło krwawy plusk?!

(trzy głosy razem)

To wąż się wije ogniem łusk,
Noże w nim płoną: bolszewiki!

GŁOS I

Za dobroczynnej pracy trud
Zemści się lud, co cierpiał głód,
Za samochody, konie, dryndy,
Za buteleczki lekkich win
Rachunek ciężkich win jak klin
Wbije wam w piersi, gachy, pindy!

GŁOS II

Poeci, twórcy wszystkich kast...
Nasi kochani i cenieni,
Patrzcie! Fontanna nowych sił
Czerwoną pianą tryska z żył,
Leje się wkoło, huczy, pieni...

Możliwe są tu i inne fragmenty „Czarnej wiosny” – wiele zależy od inwencji realizatora. Wszyscy zaczynają tańczyć, śpiewając:

Do diabła wszystkie wasze łzy,
Westchnienia, pienia, mgły i skry...
Niech pada z hukiem stary tum,
I Carmagnolę niechaj tłum
Tańczy na gruzach konwenansu!

(tańczą rewolucyjną Carmagnolę)

Antoni S. przerywa granie roli „milczącego świadka”, przygląda się swoim dłoniom.

ANTONI S.

Dotknął mnie dostojnik. Przylgnął do mej dłoni jego zapach.

GŁOS I

Towarzyszu z Brazylii, który w porcie Santos
Wrzucasz do morza worki pachnącego ziarna,
Powiedz swym plantatorom, kupcom, fabrykantom,
Że nam potrzebna wonna kawa czarna.

ANTONI S.

Lubię kawę ze śmietanką, poza tym jestem Francuzem, jeżeli chodzi o myśl, Anglosasem, jeżeli chodzi o dowcip, w miłości uznaję tradycje hiszpańskie i marzę o tym, aby w sprawach finansowych być (chwila przerwy) Żydem. Bierut przygląda mu się uważnie, ale nic nie mówi.

GŁOS II

Towarzyszu z Nevady i bracie z Formozy!
Czemu do ognia rzucasz kosz za koszem pełny?
Towarzyszu, czy słyszysz? Gdy nadejdą mrozy,
Zimno nam będzie bez twojej bawełny.

ANTONI S.

To prawda, lubię mój szlafrok kupiony w Tel-Avivie, koszule z Tokio, garnitury, pled z kaszmiru, a przede wszystkim buty wykonane przez Codnera Coombs and Dobbie, dwadzieścia jeden Jermyn Street.

GŁOS III

Na ogrodach królewskich się tłoczy
Niezliczony, wszechobecny, ogromny tłum.
Powrozy kręci i kule toczy

Głodny, gniewny, bezdomny,
Już nie wyrwiesz go z oczu,
Już nie wyrwiesz z pamięci. Słyszysz, jak szumią te fale?

GŁOS I

(woła)

Więzy skruszę!
Podpalę świat
Czerwienią pierwszych majów!

(wszyscy razem)

Łączcie się, proletariusze
Wszystkich krajów!

Proletariusze łączą się, rozbrzmiewa pogodna „Pieśń górników”

Wydzieramy ziemi zazdrosnej
Węgla czarnego sześciany.
W sztolniach, w kopalniach o ściany
Dzwonią żelaza żałosne...
Jak wielu ludzi poniosło
Ten długi, mozolny trud,
Ażebyś ty mógł wyrosnąć
I pracą spłacić ten dług.
Znad książek i podręczników
Wznieś głowę, aby pomyśleć
O czarnych rękach górników,
Które masz kiedyś uścisnąć.

Wchodzi delegacja górników, prezydium ściska im dłonie.

GŁOS I

Ani jest ciemna, ani ślepa
Nasza socjalistyczna ojczyzna.
Na ziarnach cnoty
I plewach draństwa
Lud się wyzna.
Nasza sprawa jest czysta,
Nie potrzeba nam bujdy i kłamstwa,
Nie jesteśmy kupą idiotów,
Proszę niektórych krzykaczy.

Bierut unosi się lekko zza stołu prezydialnego, jest wyraźnie zdziwiony.

GŁOS II

A kto mówi inaczej,
Sam jest głupi jak but.
Podpisano:

Z uszanowaniem

(wszyscy)

Lud!!!

Bierut się uspokaja, uczestnicy manifestacji powstają z miejsc i śpiewają fragment wiersza „Dziesięciolecie”.

Dałaś, Polsko Ludowa, swym dzieciom
Dzień radosny Dziesięciolecia,
Bosym nóżkom mocne dałaś buty,
Oczom śmiałość i nadziei iskry.
Na horyzont mgłą szarą zasnuty
Wiatr od wschodu nadleciał, od Wisły,
I już niebo jak sztandar rozwiane.
Gra muzyka.

POTAKIEWICZ

Gdyby nie ten wiatr...

Gra muzyka, nastrój podniosły i radosny zarazem, jedynie Antoni S. nie „powstaje z miejsc”, wychodzi spoza stołu, dostojnie i patetycznie deklamuje własny wiersz (fragmenty „Życia i śmierci”).

ANTONI S.

Przychodzisz do mnie nocami, poezjo wygnana z miasta!... Posągom urastają żywe i straszliwe wargi i na miasta, hotele, na tinglowe budy, na pałace milczące i krzykliwe targi, idzie lew z pokolenia Judy... Z tłumu, co snuł się po ulicach... odszedłem wtedy, kryjąc lica w połach mojego płaszcza. Na kamiennych arkadach opuszczonych miast, brzęk łańcucha wydzwania codzienną żałobę, jak stęskniona, na wpółodwrócona Niobe, patrzę na was wybrańcy spadających gwiazd... Chrystus umarł w tej wojnie i z martwych nie powstanie, Antychryst także umarł, nie zbudzi się, nie wstanie... Jestem jak Napoleon w Notre Dame – ma własna dłoń czoło namaści.

 

JESTEM GWIAZDA, KTÓRA MA KLUCZ OD PRZEPAŚCI.

 

Cichnie cały zgiełk, Antoni powtarza: Jestem gwiazda, która ma klucz od przepaści...

Wszyscy zamierają w bezruchu, Antoni schodzi ze sceny sam, gasną wolno światła, tylko w jednym z okien „Villi” ktoś zaczyna śpiewać „naszą piosenkę”.

 

 

Scena III – Wieża Babel

W każdym z dziesięciu lekko podświetlonych okien „Villi dei Misteri” dzieją się jakieś wydarzenia, ukazujące skrótowo i pantomimicznie to wszystko, czego świadkami byliśmy dotąd – od Fabryki Sztucznych Piór po Akademię. Na scenie, za stołem siedzi Antoni S., który pisze list lub testament, głośno powtarzając słowa.

ANTONI S.

Budując socjalizm w trudnych warunkach naszej egzystencji narodowej, ośmielać musimy krytycyzm i samodzielność myślenia. Tamowanie krytyki toruje drogę reakcji i sprzyja wszelkim kultom, dyktaturom i fideizmom. Humanistyczna wiara w człowieka nie może się ograniczyć do odświętnej, nieobowiązującej deklaracji. Czas obecny nakazuje budowniczym naszego socjalizmu szukać prawdziwych sojuszników w szeregach nowej, postępowej inteligencji polskiej.

Na scenie pojawia się Ojciec.

OJCIEC

Piszesz do kogoś?

ANTONI S.

Piszę.

OJCIEC

Do kogo?

ANTONI S.

Do ludzi inteligentnych.

OJCIEC

Gdzie ich znajdziesz?

ANTONI S.

Muszę próbować, ciągle coś piszę, podpisuję, deklaruję, protestuję. Protestowałem przeciw aresztowaniu Sterna za wiersz uznany za bluźnierczy, w sprawie Brześcia, w sprawie nowych przepisów więziennych. Ostatnio protestowałem przeciwko aresztowaniu pacyfisty francuskiego, który zbił w Parlamencie gipsowy biust jakiegoś generała. Do mojego protestu przyłączyli się pacyfiści angielscy i więzień został uwolniony.

OJCIEC

No i co?

ANTONI S.

Niestety, pacyfista nazajutrz po uwolnieniu zbił znowu w Parlamencie gipsowe popiersie innego generała i trzeba było podpisywać nowy protest.

OJCIEC

To był jakiś recydywista. (podnosi z podłogi kartkę) A to, co to jest?

ANTONI S.

To jest odpowiedź na zaproszenie na Kongres Kultury Polskiej.

OJCIEC

(czyta) Dziękuję za nadesłanie mi zaproszenia na Kongres Kultury Polskiej. Niestety, po zapoznaniu się z materiałami, a zwłaszcza z Kroniką Kulturalną 1944-1965, zamieszczoną w księdze Kultura Polski Ludowej, okazało się, że w ogóle nie istnieję, a osoby nieistniejące nie powinny brać udziału w żadnych kongresach.

OJCIEC

(po chwili) Dobrze napisane, ale wynika z tego, że nie istniejesz. To tak, jak ja. Nie pamiętam już nawet, kto wygrał walkę w turnieju zapaśniczym w 1926. Kachuta czy Friszteński?

ANTONI S.

Kachuta, ale wolałem Pineckiego. Pamiętasz, jak założył „podwójnego nelsona” Wildmanowi i Wildman nie mógł się wydostać? Wszyscy gwizdali, a sędzia na to: „Panowie, dajcie spokój, Wildman nie jest dziecko”.

OJCIEC

To gwizdali Żydzi, wołali: „Hańba! Puść go! Puść go!” Przynajmniej sędzia zachował wtedy zimną krew; od tego czasu upłynęło tyle krwi.

ANTONI S.

To była walka ostatnia, decydująca, aż do rezultatu, rewanż powtarzany był w niedzielę.

OJCIEC

Decydująca aż do rezultatu. Zawsze kochałem cyrk, łukowe lampy, trapezy, Fra Diavola wywołującego duchy.

ANTONI S.

Czasami chciałbym wyjechać stąd na wyspę Sandwich z łososiem i kawiorem.

OJCIEC

Lubię też olbrzymie teatry, sceny obrotowe, zapadnie.

ANTONI S.

Jesteśmy przedmurzem obrotowym – raz od Wschodu, raz od Zachodu, raz od Wschodu, raz od Zachodu i tak dookoła.

OJCIEC

Najpiękniejszy był fotoplastykon „Terra” na Niecałej, a papierosy „Jaka” były znacznie lepsze od „Renoma”. W czasie tych rozmów rozjaśnia się środek widowni. Jest tam arena cyrkowa z trocinami i całym wystrojem przynależnym takiemu miejscu. Rozbrzmiewa cyrkowa muzyka, jeden z braci Polatkiewiczów nawołuje do wspólnej zabawy.

BRAT POLATKIEWICZ

Oto świat, którego już nie ma, lub którego nigdy nie było. Oto Człowiek Osioł wywołujący bezustanny śmiech, Bezdenne Krowy, które połykają wszystko, Konie bez Rąk grające w szachy, Gentelmen-Balon, Jonish Komohu – człowiek wąż, Mira-Mara, która wie wszystko o taternictwie i mamernictwie, fryzjer damski Emilio, który czesze wszędzie. Każdy widz może wprowadzić kobietę, każda kobieta dziecko, każde dziecko psa, pies, jak wiadomo, szczeka. Popatrzcie na te pióra, na ptaki, na prehistoryczne paprotki. Oto kobieta dziwnej powierzchowności – ma ona dużą czarną brodę i pięknie zakręcone wąsy. Niekiedy ubrana w męskie wizytowe ubranie spaceruje po ulicach, paląc cygaro, i wydaje się być przy tym absolutnie niezmieszana. Oto Żyd Wieczny Tułacz, który poszukuje pokoju na parę dób, oto Amanullach czarny władca, postrach Persji i Biały Murzyn ukrywający się pod postacią urzędnika. Mamy tutaj dzieci podwójne, fantazyjne i składane, mamy Pesce-Koło: Człowieka Rybkę, rzucanego codziennie na pożarcie rekinom.

Cały zespół poprzebierany najdziwaczniej pokazuje w miarę swych umiejętności sztuki cyrkowe. Żyd Wieczny Tułacz rozdaje dzieciom cukierki.

ANTONI S.

Bogu można służyć nawet snem. Jestem jak lampa zapalona nocą, na ustach mam lak czarnych pieczęci.

OJCIEC

Kiedy byłeś dzieckiem, śniłeś często sen o wielkich ciemnych kołach. Widziałeś koła, kółka, tryby, które malały i zwiększały się nieustannie, ogromne wiry i czarne odmęty, które porywały cię i niosły w nieznane.

ANTONI S.

Śniłem też trzy sarny ze srebrnej blachy, które na rogach miały zwierciadło, potwora na glinianych nogach, atramentowe chmury i drzewa jak goździki. Niekiedy z zegarów tryskała krew i Amor zapraszał mnie na cudze wesela.

Po arenie toczą się olbrzymie koła, z zegarów tryska krew, srebrne sarny przechadzają się niedbale.

ANTONI S.

(recytuje fragment wiersza „Godzina poezji”)

Zamknięte wszystkie drzwi. – O, nie wchodź tutaj, luba!
W komnatę gości tłum natrętnie mi się wciska.
Czy słyszysz miedzi dzwon? To upadł miecz cheruba.
To zegar bije zgon. To północ dzwoni bliska.
...Chcę dobyć z gardła krzyk i gardło mam ścieśnione.
I nagle jestem sam: rozbiega się tłum gości.
Powoli suną w mrok maszyny oślepione.
Przestrzeni lotny mróz językiem liże kości.

Światła nad areną gasną, postaci – bohaterowie przedstawienia zajmują miejsca w „Villi”. Oświetlone okna pokoi tworzą tytułową Wieżę Babel. Antoni po raz pierwszy wchodzi do wnętrza kamienicy.

ANTONI S.

Kto zmówi za mnie kadisz? Nie mam syna. Czy ty, Ojcze, możesz to uczynić? Wiem, że jeśli ktoś opłakuje to, co przeminęło, otrzymuje dar modlitwy.

Pojawiają się członkowie rodziny Antoniego, mogą też wtoczyć się na scenę „maszyny oślepione” – machiny zepsute i połamane z odsłony V.

MATKA

Zawsze nie znosiłeś automobili, dzieci, palaczy papierosów i grafomanów.

STRYJ JÓZEF

Czy bracia Polatkiewicze są już zawiązani na supeł?

OJCIEC

Anioł Śmierci ma mnóstwo oczu, nikt mu nie ujdzie. Istnieje siedem nieb, a imię pierwszego jest „wilon”, a imię drugiego „rakija”, a imię trzeciego jest „szekakim”, imię czwartego to „zebul”, imię piątego brzmi „maon”, szóste mieni się „makon”, pamiętaj, że siódme nazywa się „arawot”. Tu przebywają dusze sprawiedliwych. W dniu ostatecznym niebo zostanie zwinięte jak księga.

FRANCISZKA

Bóg zawsze puka, kiedy chce wejść i mieszka wszędzie, gdzie się go wpuści. Całe moje życie było po to, abym nauczyła się umierać.

DZIADEK

(w stroju cadyka z Zabłudowa) Niedługo będzie zaćmienie księżyca, zajdzie jakiś księżyc, tak wyczytałem w gwiazdach. Ktoś będzie musiał wypowiedzieć przed Bogiem jego imię.

OJCIEC

Rabbi Mosze z Kobrynia nauczał: Kiedy wypowiadasz przed Bogiem jakieś słowo, wejdź w słowo całym swoim ciałem. Jeden ze słuchaczy zapytał: Jak może człowiek, który jest duży, wejść w małe słowo? Kto myśli, że jest większy niż słowo – powiedział cadyk – o tym w ogóle nie mówimy.

DZIADEK

Przystoją nam wyprostowane kolana, niemy krzyk, taniec bez ruchu.

Słowom towarzyszy, od momentu wejścia Antoniego do „Villi”, fragment granej na skrzypcach rzewnej melodii żydowskiej. Antoni S. przechodzi przez kolejne pokoje i mówi – może przemiennie z kwestiami wypowiadanymi przez jego Rodzinę, swój ostatni utrwalony tekst, który najlepiej powierzyć jest taśmie.

ANTONI S.

Wyszedłem z kina przed zakończeniem seansu. Drzwi zapasowe wyprowadziły mnie na zaplecze budynku. Znalazłem się na ulicy, której nie umiałem rozpoznać. Wreszcie zorientowany w kierunku, ruszyłem piechotą do domu. Co to za miasto? Gdzie jestem? Zszedłem z ekranu filmu amerykańskiego, szedłem ulicami przedmieścia metropolii. Było dość daleko, więc starczyło czasu na rozmyślania. Wszystko było zwyczajne. Wieżowce i kolory świateł ulicznych, sznury samochodów i autobusów, młodzi ubrani w dżinsy, długonodzy i długowłosi, trzymający wpół dziewczyny do nich podobne. Zwyczajne w każdym większym mieście Europy, ale nie moje. Dopiero w Alejach Ujazdowskich, w cieniu pachnących już lip, depcząc płyty kamienne chodnika zrytego kulami w powstaniu warszawskim, odnalazłem się, jak ktoś, kto zbudzony w podróży, w pokoju hotelowym, wreszcie odnajduje okna na właściwej ścianie, przebiega pamięcią wszystkie ostatnie wydarzenia paru ostatnich dni, aby zorientować się, gdzie się obudził. Pamięć cyrklem wykreśla miejsce na mapie okrętowej o...

W tym momencie Antoni S. powinien znaleźć się na szczycie kamienicy w ostatnim oknie. Słychać pisk gwałtownie hamowanych opon, rzewna melodia urywa się, po chwili zapalają się wszystkie światła, również te na widowni, uczestnicy tańczą szaleńczą karmaniolę, śpiewając „naszą piosenkę”. Świat zaczyna wirować, okna „Villi dei Misteri” gasną stopniowo, ostatnie gaśnie na samej górze. Jest noc, nieprzespany sen dopiero się rozpoczyna.

 

Wrocław, czerwiec – październik 1993

 

 

Część pierwsza              Część druga

 

 

 

Nota bibliograficzna

Zaprezentowany tekst jest połączeniem wielu wątków biograficznych, anegdot, przemyśleń i wskazań, zawartych w pismach Antoniego Słonimskiego. Za ich wybór i ostateczną redakcję ponoszę oczywiście pełną odpowiedzialność, chociaż nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w dużej mierze za tekst scenariusza odpowiada również sam Pan Antoni, który w wielu momentach przemawia wprost własnym głosem, czego nie mogę i nie chcę ukrywać. Podawanie pełnej listy dzieł Słonimskiego, z których korzystałem podczas pisania tego utworu, mija się z celem, ponieważ jest ona równoważna z całą opublikowaną spuścizną mistrza. Wskażę dlatego jedynie na te pozycje bibliograficzne, z  których korzystałem najczęściej, lub które wniosły do scenariusza tak charakterystyczny dla Słonimskiego klimat absurdu, groteski i jednocześnie tego, co chciałbym określić mianem „europejskiego, humanistycznego racjonalizmu”.

Obok setek felietonów i recenzji, zamieszczanych w publikowanych na przestrzeni dziesiątków lat zbiorach, niosących w sobie wiele wskazań biograficznych, głównymi źródłami legendy biograficznej Słonimskiego są tu zarówno Alfabet wspomnień i Wspomnienia Warszawskie, ale również powieści takie, jak Dwa końce świata czy Torpeda czasu. Pomocne były również dramaty mistrza Antoniego – Rodzina i lekarz bezdomny, teksty opublikowane pod pseudonimami (Antoni Gorzeń, Antoni Bączek) – tu nieoceniony Amanullach, czarny władca z 1928 roku, i Czy chcesz być dowcipny. Straszliwe opowieści na wesoło pisane wspólnie z Magdaleną Samozwaniec (1923). Pełnymi garściami czerpałem też ze zbioru W oparach absurdu (współautorstwo Juliana Tuwima) oraz z Pod zwrotnikami. Dziennika okrętowego z 1925 roku. Na osobną uwagę zasługuje Wieża Babel. Dramat w 3 aktach wierszem (pierwodruk 1927, cytaty w moim tekście według wydania z 1972 roku), który posłużył mi jako swoisty leitmotiv całości. Korzystałem również z książki Aliny Kowalczykowej Liryki Słonimskiego 1918-1935 oraz z takich pozycji jak: Józefa Słonimskiego Linguo neoromani, czyli Analiza i synteza języków romańskich (Warszawa 1924) oraz Stanisława Słonimskiego Neurasthenie płciowe jako następstwo nadużyć przedwczesnych (Warszawa 1899).

Wszystkim innym autorom, których tu nie wymieniłem, a których miałem w łaskawej pamięci podczas redagowania scenariusza, chciałbym też w tym miejscu podziękować, w tym szczególnie Danielowi Defoe – twórcy Robinsona, książki, której lektura po niemiecku dostarczyła mi niezapomnianych wzruszeń. Wszystkie cytaty poezji Słonimskiego pochodzą z opublikowanych przez PIW Poezji zebranych (wyd. 2, Warszawa 1970).

Waldemar Okoń

 

 

 

INDEKS    |    BIOGRAFIA   |   POEZJA ‒̵ PROZA    |    KSIĄŻKI   |   Recenzje   |   FILMY    |   FOTO    |   KONTAKT    


Copyright © Okoń Waldemar