Waldemar Okoń – poeta, historyk sztuki


 

Andrzej Mazur

Sekwencje powrotów

  Recenzja

Na czym polega krzykliwość masochistycznego Feniksa, świadomy jest każdy, kto choć raz podjął trud odnalezienia siebie samego. Waldemar Okoń wie, jak trudna i kusząca jest podróż wiecznego powrotu, opowiadając o niej praktycznie w każdym akapicie swojego Tryptyku. Proza autora, który stawia żagle, by ruszyć ku szczęśliwym wyspom, nie wyróżnia się chronologią narracji, jest nasycona niejasną metaforą, ujętą w odniesieniach do mitu i sakralności, odniesieniami do kobiet, do wymarzonych krain, literatury lub codzienności. Okoń upodobał sobie oksymoron. Mnóstwo tu błękitnych traw, podziemnych lasów czy pionowych mórz.

Relatywność kusi, najbardziej gdy daje szansę odmienności opisu. Za każdym razem jest to obietnica dopełnienia. Sztuka wyraża się poprzez jej twórców, ale przede wszystkim przez możliwość jej dookreślenia. Być może, święci na nagrobkach zwróceni są ku autorowi, domagając się, by ten powiedział prawdę o ich życiu lub o ich twórczości. Albo też są to umarli pośród żywych, którzy − zdarci z drzew − czekają, by ktoś przemienił ich w okręty. Trudno umieszczać w nawiasie bardzo wyraźne odniesienia Okonia do fenomenu sztuki. Rozpiętość refleksji, ujętej w licznych publikacjach naukowych, określa dość istotnie pewną warstwę jego tożsamości. Krytyk powinien bronić przed niedostatkiem lub nadmiarem, zarówno siebie samego jak wszystkich, ku którym kieruje swoje intencje. Poeta zdaje sobie z tego sprawę, kiedy obiecuje, że nad naszymi głowami zostaną zawieszone plandeki, chroniące nas przed deszczem, lub gdy nie pozwala, aby zawładnęły nami nadmiernie obce idee.

To, że mamy do czynienia z prozą poetycką, jest tak samo oczywiste, jak czytelny jest jej związek z przeżyciami autora. Do tego to bardzo obszerna część summy jego dotychczasowych przeżyć. Choć można określać Tryptyk jako etap ponadczasowej i ponadindywidualnej wędrówki, to ciężko przeczyć, iż jest to w istocie powrót do zdarzeń i rzeczy bardzo osobisty. Okoń składa wyraźną deklarację, że do swoich dawnych tekstów wraca nieustannie, wiedząc jednocześnie, że już go tam pośród nich w tym momencie nie ma. Zadaje pytanie, kim był wtedy i kogo dziś pragnie odnaleźć? Powraca motyw ukierunkowania i umiejscowienia w czasie i przestrzeni konkretnych fragmentów tekstu: Wymykają się nam pierwsze słowa, kierunki zmieniają się w różę wiatrów − lub w innym miejscu: Odebrałem tyle listów, połączyłem wszystkie kierunki świata na jednej kartce. Zrozumiały wydaje się być jego żal do ludzi, spośród których prawie nikt nie stara się go zrozumieć. Zdany na siebie, przymocowuje szpilkami do podłoża frazy słów, ma ze sobą liczne pieczęcie i etykiety. Zapewne stoi wtedy przed katalogiem myśli i rzeczy, które utraciły swój sens, przesiewa paradoksy i złote myśli, pisze charakterystyki umarłych.

Zasadnicza intencja Poety nie jest do końca jasna, choć można odnosić ją do struktury palimpsestu, do nakładających się na siebie kolejnych doświadczeń i refleksji. Dzięki nieustannej retrospekcji Autor wydaje się być świadomym konieczności powrotu do etapu, od którego należy zacząć wszystko na nowo. To jego osobista mantra, kiedy modli się do swojej gwiazdy, którą pragnie mieć bliżej siebie i dotknąć, by przemienić ją w słowa. Okoń w Tryptyku przyjmuje postać Mesjasza, uprawia rytuały związane z opowieścią, która nigdy się nie kończy i nigdy nie zaczyna, jego misja opiera się na przesłankach prowadzących do skrajnej wieloznaczności. Czytamy: Prostuję ścieżki i pocieszam strapionych lub  Modeluję w glinie kolejny Nowy Testament. Musimy go odczytać na nowo, najlepiej na schodach wywiedzionych z nieba. Nie można wykluczać, że w ten sposób przestrzega nas przed pozorami naszego życia. Dokąd jednak prowadzą schody wywiedzione z nieba, gdzie jest ta wyspa i bliski jej − utopijny świat najwyższych wartości? Odpowiedzi na próżno oczekiwać od Twórcy − Mesjasza, którego ofiara nie chce się dopełnić, milczącego po to, by Feniks mógł wykrzyczeć, po złożeniu ofiary, pełne świata słońce.

Trudno przeczyć, iż zatrzymanie się na etapie odniesienia refleksji − zawartych w Tryptyku − do konfliktów, wynikających z odczytu i opisu oddziałujących wzajemnie na siebie kategorii życia codziennego i sztuki, nie sprzyja obiektywizacji w odczycie tej prozy. Forma eseju, zaczynającego się od pozornego chaosu, wynika najpewniej z zamysłu autora kreującego fragmentaryczny palimpsest, utrwalony poprzez specyficzną, modułową strukturę narracji. Strukturę nieprzypadkowo wybraną, bo przecież najbardziej odpowiedniej dla przedstawienia nieustannego powrotu, który ujawnia się regularnie, pomimo odstępstwa od chronologicznych sekwencji. Otworzyć można, w myśl postromantycznej estetyki fragmentu, dowolny tom, zacząć lekturę od środka i skończyć na początku kolejnego. Niezależnie od tego, gdzie się zacznie i gdzie skończy, konsekwencja literackiego działania i pewien ogólny zamysł, moim zdaniem, się obronią. To zamysł Pisma inicjującego powtarzające się perspektywy oczyszczeń. Waldemar Okoń wyraźnie daje do zrozumienia, że wszelkie idee, treści, myśli, systemy, które w swoim życiu gromadził, prędzej czy później domagały się reinterpretacji. Czytamy przecież: Przejdziemy po wąskich uliczkach, zlizując rosę skroploną na stopniach, zbierając kurz wieków wypełniający rynsztoki. Włożymy go do specjalnego kufra, zaniesiemy tam, gdzie będzie mógł spokojnie zamienić się w glinę, z której powstaje nowy wiek i nowi ludzie. Co ciekawe, w Tryptyku wiele fragmentów ujawniających motyw kulminacji, wewnętrznego odrodzenia, wykorzystuje odwieczną metaforę witalnej płodności: Przerwiemy natężone struny, nasze wytryski będą potężniejsze od wybuchu wulkanów, nasze państwo nigdy nie zaginie w ciemności.

Proza Waldemara Okonia odsłania ukrytą prawdę osobistą. Według Poety: Z linii serca, miłości, wzgórza Wenery poruszanego udami ułożymy błękitne balkony, na których będą nas oczekiwać kurtyzany o sarnich oczach. To nie jedyny fragment pozwalający postawić tezę, iż źródłem odrodzenia i oczyszczenia, osobistej weny lub inspiracji do stworzenia nowej jakości artystycznej, właściwej interpretacji i bardziej aktualnego odniesienia do świata jest kobieta. Kobieta jest zagadką, jej obecność w poetyckiej prozie Okonia jest dwuznaczna. To muza, ale też personifikacja potencji twórczej, potencji nowego poszukiwania. Początek podróży jest piękny jak ona, podobnie fascynujący, inspirujący i podniecający. Każda podróż jest niepowtarzalna. Autor pisze, że: Każde słowo o sztuce jest dobre, sztuka jest dobra jak chleb, jak seks poranny; być może nie o sztukę tu jednak chodzi. Może warto przeistoczyć się w Mesjasza i Feniksa właśnie dla kobiety?

Andrzej Mazur

Recenzja tryptyku poetyckiego Waldemara Okonia, obejmującego tomy Niebezpieczne małe prozy, Granice pytań, Bez początku [w:] „Format Literacki” nr 3/2017, dodatek do „Formatu”
nr 3, 2017, (76/77), s. 35-36.

 

INDEKS    |    BIOGRAFIA   |   POEZJA ‒̵ PROZA    |    KSIĄŻKI   |   Recenzje   |   FILMY    |   FOTO    |   KONTAKT    


Copyright © Okoń Waldemar